Witam !
Mam zasilacz Fortron 400 W i od jakiegoś czasu mam z nim problem.
Włączam kompa i wszystko jest OK, ale czasami po jakimś czasie komp
się po prostu wyłącza nagle (czasem po godzinie, a czasem chodzi
normalnie włączony 24/7 przez 3 dni i nic się nie dzieje), ale świecą
się diody od powera i HDD na obudowie. Wyłączam kompa na listwie, a
gdy włączę, to diody na obudowie tylko migną, a wiatraczki na
chipsecie i procku tylko drgną (zrobią dosłownie 1/4 obrotu) i nic się
więcej nie dzieje. Powtórne włączenia przynoszą identyczny efekt, aż
po godzinie (czy dwóch, czy pięciu - czysta loteria) normalnie się
włączy i znowu pochodzi godzinę i padnie, albo tydzień i zero
problemów.
Nie jest to wina płyty, bo gdy włączałem zasilacz "na sucho" (zwarcie
zielonego i czarnego przewodu, z podłączonym jedynie starym dyskiem,
żeby było obciążenie) po awarii, to też wiatrak na zasilaczu
minimalnie się obrócił i więcej nic.
Jakieś sugestie co to może być ? Zimny lut ? Coś się grzeje ? Padnięty
kondensator ? Rozbierałem go i kondensatory nie są "napuchnięte",
wszystkie ścieżki raczej OK, nic poluzowanego nie ma, ale to tylko
pobieżne sprawdzenie.
Czekam na jakąkolwiek pomoc, bo aktualnie jadę na starym, mocno
przepracowanym, zasilaczu i nie wiem ile pociągnie.
Received on Sat Apr 14 09:40:10 2007
To archiwum zostało wygenerowane przez hypermail 2.1.8 : Sat 14 Apr 2007 - 09:51:08 MET DST